środa, 26 listopada 2025

[41] FILM: Być Kochaną - 2024

Tytuł - Być Kochaną
Oryginał - Elskling
Reżyseria - Lilja Ingolfsdottir
Produkcja - Norwegia
Obsada - Helga Guren, Oddgeir Thune, Heidi Gjermundsen, Elisabeth Sand, Maja Tothammer-Hruza
Premiera:
* Polska - 7 listopada 2025
* światowa - 2 lipca 2024
Gatunek - dramat
Czas Trwania - 1h 42min
Moja Ocena - 9/10





Maria zaczyna romans z Sigmundem, który szybko staje się poważnym związkiem. W codzienności patchworkowej rodziny narastają emocje, niewyrażone uczucia i sprzeczne potrzeby, aż w końcu dochodzi do emocjonalnej eksplozji.

  Jak ja się cieszę, że udało mi się zobaczyć ten film jeszcze w kinie! To prawdziwy emocjonalny rollercoaster, który prześwietla ludzkie uczucia, relację z drugim człowiekiem, ale przede wszystkim — miłość do samego siebie. To także debiut reżyserski Ingolfsdottir i jeśli jej kolejne filmy będą wyglądały tak samo dobrze, chcę zobaczyć każdy z nich.
    Być kochaną zaczyna się, można by rzec, dość sztampowo: ona poznaje jego na imprezie, zauroczenie pojawia się od razu, a pragnienie zdobycia go szybko się intensyfikuje. Znajomość błyskawicznie przeradza się w płomienny romans, potem w małżeństwo. Sigmundowi nie przeszkadza, że Maria jest po rozwodzie i ma dwójkę dzieci — kocha je jak własne. Wszystko zapowiada się jak klasyczna historia ze szczęśliwym finałem. Kiedy jednak mężczyzna wraca z jednego ze zleceń, w domu czeka na niego wybuch emocji i złości. Kto tak naprawdę jest winny tej sytuacji? Czy zawiniła jedna osoba, czy może oboje? I czy tylko jedno z nich potrzebuje terapii… czy powinni udać się na nią razem? Dla Marii przełomowe okazują się spotkania z terapeutką, podczas których odkrywa, że być może problem tkwi nie tylko w niej, ale też w tym, co wyniosła z rodzinnego domu. Bo „kochać” i „być kochaną” to dwie zupełnie różne rzeczy — a Maria, jak się okazuje, nigdy naprawdę nie doświadczyła tej drugiej. Początkowo, jak każdy z nas, wypiera trudne prawdy, ale im dalej, tym więcej kart zaczyna się odsłaniać. Niesamowite, jak pięknie i inteligentnie poprowadzono te wątki. To odważne kino, które porusza i nie pozwala wyjść z sali bez choćby odrobiny autorefleksji.
    Ogromne brawa należą się również Heldze Guren, która niesie ten film na swoich barkach. Jej emocje — radość, smutek, złość, rezygnacja — odczuwamy równie mocno jak ona. Chcemy ją wspierać, przytulić, powiedzieć: „jesteś kochana”. Szczególnie poruszają sceny rozmowy z matką, a także jej emocjonalne „rozsypanie się” podczas wizyty u terapeutki. A jednak to finałowa scena przed lustrem — moment, w którym Maria naprawdę rozumie, czym jest „kochać” i „być kochaną” — wbija w fotel najmocniej.

    Być kochaną to może nie film dla każdego — pełen emocji, trudnych przeżyć, nie zawsze wygodnych konfrontacji. Ale podane jest to w sposób niezwykle prosty, szczery i inteligentny. Od pierwszego zauroczenia po kryzys prowadzący do rozpadu związku — Ingolfsdottir tworzy spójny, poruszający świat od pierwszej do ostatniej sceny. Zdecydowanie polecam wsyztskim! 

piątek, 14 listopada 2025

[40] FILM: Tron. Ares - 2025

Tytuł - Tron. Ares
Oryginał - Tron. Ares
Reżyser - Joachim Ronning
Produkcja - USA
Obsada - Jared Leto, Greta Lee, Jeff Bridges, Evan Peters, Jodie Turner-Smith, Gillian Anderson
Premiera:
* Polska - 10 października 2025
* światowa - 8 października 2025
Gatunek - akcja/sci-fi
Czas Trwania - 1h 59m
Moja Ocena - 7/10






Ultrazaawansowany program Ares przenosi się z cyfrowego świata do naszej rzeczywistości. Czy ludzkość jest gotowa na pierwszy fizyczny kontakt ze Sztuczną Inteligencją?
Jest to trzecia część z serii Tron i sequel filmu Tron:Dziedzictwo.

    Wszystko, co ma w sobie elementy fantasy czy sci-fi, od razu zyskuje u mnie duży plus na starcie. Czy tak jest również w przypadku najnowszego dzieła Disneya? Produkcja zaprasza nas do wirtualnego świata, w którym rządzą kody i roboty. Jednak nawet one, jak się okazuje, potrafią być zawodne — zupełnie jak ludzie.
    Zacznę od największego i niewątpliwego atutu filmu: jest on po prostu wizualnie piękny. Trudno oczekiwać czegoś innego po historii osadzonej w wirtualnej rzeczywistości, będącej zapowiedzią nowej ery dla ludzkości. To prawdziwe widowisko — oglądałem je w wersji 3D i muszę przyznać, że była to świetna filmowa uczta. Te dwie godziny minęły mi zaskakująco szybko, bo akcja nie ma zbędnych przestojów. Zgrabnie przechodzimy z punktu A do punktu B, a tempo jest utrzymane na dobrym poziomie. Efekty specjalne stanowią mocny fundament i w dużej mierze „niosą” film Joachima Rønninga. Ogromnym wsparciem jest też świetna ścieżka dźwiękowa, która buduje napięcie i odpowiednio podkreśla to, co widzimy na ekranie.
    W wielu opiniach przewija się krytyka scenariusza oraz postaci Aresa, granej przez Jareda Leto. Owszem — Ares jest robotem, Sztuczną Inteligencją, więc trudno oczekiwać od niego ludzkiej charyzmy czy poczucia humoru. Jednak zgodzę się, że brakuje tej postaci wiarygodności i sensu. Nawet odkrycie „kodu trwałości” nie sprawia, że widz zaczyna widzieć w nim coś więcej niż chłodne AI. Leto gra bardzo statycznie, jakby bez prób nadania postaci głębszych odcieni. Być może jego nazwisko miało po prostu przyciągnąć widzów, ale ostatecznie show kradnie Greta Lee w roli Eve Kim. To jej emocje i zachowanie angażują widza i nadają historii życia. Trochę przypomina to sytuację z najnowszej części Fast & Furious, gdzie Jason Momoa przyćmił Vina Diesela.

    „Tron: Ares” nie jest złym filmem, ale jednocześnie trudno uznać go za kino wybitne. Piękne ujęcia, efekty i muzyka to za mało, by zbudować naprawdę mocną całość. Mimo dynamiki akcji widz nie dostaje stuprocentowego przekonania co do sensu tej historii. Zabrakło mi też mocniejszej puenty — czegoś, co zaskoczyłoby na koniec i pokazało, że twórcy mają asa w rękawie. Niestety, chyba próżno go szukać. Myślę, że fani serii Tron i tak wybiorą się do kina. Ja jednak bardziej polecam poczekać, aż film trafi na platformy streamingowe.