czwartek, 4 grudnia 2025

[42] BOOKS: Królowa Ognia - Anthony Ryan

Tytuł - Królowa Ognia
Oryginał - Queen Of Fire
Seria - Trylogia Kruczy Cień
Autor - Anthony Ryan
Wydawnictwo - Fabryka Słów
Gatunek - fantasy
Tłumaczenie - Dominika Repeczko
Ilość Stron - 894
Data Wydania - 31 stycznia 2025
Moja Ocena - 9/10






Ukryj swoją przewagę, a podwoisz jej wartość. Choć kiedyś był niepokonany dzięki pieśni krwi, teraz Vaelin Al Sorna stracił swą moc, a jego przeciwnik zyskał groźnego sprzymierzeńca - tajemniczego Sojusznika, ducha o mocach potężnych niż wszystko, z czym Vaelin się dotąd mierzył. Aby zwyciężyć, bohaterowie muszą stanąć do walki z siłą, której nie można zabić... a Królestwo nie przetrwa bez ich ostatecznego zwycięstwa.  

    Finał trylogii "Kruczy Cień" zapowiadał się niezwykle imponująco, Anthony Ryan po raz kolejny zabiera nas do świata Vaelina Al Sorny, by wraz z innymi bohaterami stawić czoło złu. To już ostatnie spotkanie z dobrze znanymi nam postaciami, a gdy wydaje się, że wróg - Sojusznik ma wszystkie asy w rękawie i totalnie nic a nic go nie powstrzyma, niezachwiany Al Sorna przemierza ziemię skutą lodem by uratować swoich przyjaciół i wyzwolić Królestwo spod ataku Volarian.
"Kłamstwo dla jednego jest prawdą dla drugiego"
    Królowa Ognia podobnie jak poprzedniczka - opisuje wydarzenia z perspektywy kilku osób, co pozwala nam obserwować wydarzenia mniej więcej w tym samym czasie jak również dalej poznawać dane postacie. Tutaj niesamowicie wybija się po raz kolejny osoba Revy, jak również Królowa Lyrna Al Nieren. Chyba te dwie pętle historii niosą ten tom na skrzydłach. Reva wciąż zadziorna i niepokonana, wie, że ma dokąd wracać, oraz Lyrna. Wciąż tak samo piękna i wciąż tak samo przebiegła. Ona wie, że musi zmiażdżyć Volarię - inaczej za jakiś czas to oni rozniosą ich w pył, co już im się prawie udało. Frentis zostaje trochę z boku, choć wciąż walczy w imieniu Królestwa. Niestety dla mnie najsłabszymi watkami okazały się przygody Al Sorny na zimnej północy. O ile wątki z Północnych Rubieży z drugiego tomu trylogii czytałem z wypiekami na policzkach, tak teraz brakowało mi jakieś siły napędowej. Jakby trochę nasza historia się rozwlekła, i zazwyczaj nie mam problemów z przestojami, takie przerywniki często pokazują nam nowe oblicza bohaterów, tak przy "Królowej Ognia" mam wrażenie, że gdzieś tam zapał przygasł. Niemniej jednak finał wciąż czytamy ciekawi jego końca, czy Lyrna dokona ostatecznego zamachu na państwo Volarian, wyzwoli niewolników, a swoje Królestwo pozbawi niebezpiecznego wroga. Na duży plus wciąż "przepiękne" sceny batalistyczne i pomniejsze walki - chętnie zobaczyłbym to na dużym ekranie, jestem ciekaw jak by ta historia została poprowadzona w filmie czy serialu. Zakony wciąż odgrywają wielką rolę, choć wielu ich członków niestety ginie. Ryan nie żałuje bohaterów niczym Martin w "Pieśni Lodu i Ognia". 
    Vaelin choć osłabiony o swoją pieśń krwi nadal chce uratować swoje królestwo i przyjaciółkę Lyrnę. On wie, że musi zrobić wszystko. Jednakże w tym tomie zabrakowało mi takiego wigoru w jego postaci, mam wrażenie, że jego charakter totalnie opadł, zwłaszcza po śmierci jego towarzyszki. Nieodzowna jest również jedna z finalnych rozmów Al Sorny z Królową Al Nieren - czy żałujesz? Oczywiście! - skłamał. 

"Każdy kto twierdzi, że ma talent do wojny, powinien być uważany za największego z głupców. Udane prowadzenie działań wojennych jest bowiem nieustanną próbą zarządzania szaleństwem"

    Królowa Ognia jak poprzedniczki to powieść wielkowątkowa, pełna magii, wielkich bitew, cudownych bohaterów, wciąż pełna intryg i wszelkich knowań. Jest to dobre zakończenie trylogii - żałuję, że nie mogę użyć słowa epickie. Bo cała seria "Kruczy Cień' jest świetną gratką dla fanów fantasy. Mam wrażenie jednak, że Ryan w pewnym momencie stracił trochę wigor w pisaniu. Wciąż z sensem, ale nie z rozmachem kończymy przygody Al Sorny i innych obywateli Królestwa. Dla miłośników pióra Ryana - uważam, że pozycja obowiązkowa. Jest to opasłe tomiszcze, które po skróceniu pewnych wątków byłoby pozycją idealną... 

środa, 26 listopada 2025

[41] FILM: Być Kochaną - 2024

Tytuł - Być Kochaną
Oryginał - Elskling
Reżyseria - Lilja Ingolfsdottir
Produkcja - Norwegia
Obsada - Helga Guren, Oddgeir Thune, Heidi Gjermundsen, Elisabeth Sand, Maja Tothammer-Hruza
Premiera:
* Polska - 7 listopada 2025
* światowa - 2 lipca 2024
Gatunek - dramat
Czas Trwania - 1h 42min
Moja Ocena - 9/10





Maria zaczyna romans z Sigmundem, który szybko staje się poważnym związkiem. W codzienności patchworkowej rodziny narastają emocje, niewyrażone uczucia i sprzeczne potrzeby, aż w końcu dochodzi do emocjonalnej eksplozji.

  Jak ja się cieszę, że udało mi się zobaczyć ten film jeszcze w kinie! To prawdziwy emocjonalny rollercoaster, który prześwietla ludzkie uczucia, relację z drugim człowiekiem, ale przede wszystkim — miłość do samego siebie. To także debiut reżyserski Ingolfsdottir i jeśli jej kolejne filmy będą wyglądały tak samo dobrze, chcę zobaczyć każdy z nich.
    Być kochaną zaczyna się, można by rzec, dość sztampowo: ona poznaje jego na imprezie, zauroczenie pojawia się od razu, a pragnienie zdobycia go szybko się intensyfikuje. Znajomość błyskawicznie przeradza się w płomienny romans, potem w małżeństwo. Sigmundowi nie przeszkadza, że Maria jest po rozwodzie i ma dwójkę dzieci — kocha je jak własne. Wszystko zapowiada się jak klasyczna historia ze szczęśliwym finałem. Kiedy jednak mężczyzna wraca z jednego ze zleceń, w domu czeka na niego wybuch emocji i złości. Kto tak naprawdę jest winny tej sytuacji? Czy zawiniła jedna osoba, czy może oboje? I czy tylko jedno z nich potrzebuje terapii… czy powinni udać się na nią razem? Dla Marii przełomowe okazują się spotkania z terapeutką, podczas których odkrywa, że być może problem tkwi nie tylko w niej, ale też w tym, co wyniosła z rodzinnego domu. Bo „kochać” i „być kochaną” to dwie zupełnie różne rzeczy — a Maria, jak się okazuje, nigdy naprawdę nie doświadczyła tej drugiej. Początkowo, jak każdy z nas, wypiera trudne prawdy, ale im dalej, tym więcej kart zaczyna się odsłaniać. Niesamowite, jak pięknie i inteligentnie poprowadzono te wątki. To odważne kino, które porusza i nie pozwala wyjść z sali bez choćby odrobiny autorefleksji.
    Ogromne brawa należą się również Heldze Guren, która niesie ten film na swoich barkach. Jej emocje — radość, smutek, złość, rezygnacja — odczuwamy równie mocno jak ona. Chcemy ją wspierać, przytulić, powiedzieć: „jesteś kochana”. Szczególnie poruszają sceny rozmowy z matką, a także jej emocjonalne „rozsypanie się” podczas wizyty u terapeutki. A jednak to finałowa scena przed lustrem — moment, w którym Maria naprawdę rozumie, czym jest „kochać” i „być kochaną” — wbija w fotel najmocniej.

    Być kochaną to może nie film dla każdego — pełen emocji, trudnych przeżyć, nie zawsze wygodnych konfrontacji. Ale podane jest to w sposób niezwykle prosty, szczery i inteligentny. Od pierwszego zauroczenia po kryzys prowadzący do rozpadu związku — Ingolfsdottir tworzy spójny, poruszający świat od pierwszej do ostatniej sceny. Zdecydowanie polecam wsyztskim!