piątek, 27 września 2024

[7] BOOKS: Bezlitośni Bogowie - Emily A. Duncan

Tytuł - Bezlitośni Bogowie
Oryginał - Ruthless God
Seria - Something Dark and Holy
Autor - Emily A. Duncan
Wydawnictwo - Zysk i S-ka
Tłumaczenie - Dorota Górska
Gatunek - fantasy, sci-fi
Ilość Stron - 530
Data Wydania - 24 wrzesień 2022
Moja Ocena - 5/10






 
Ciemność nigdy nie działa w pojedynkę...
Nieustannie rozdzierani przez konflikty, dziewczyna, książę i potwór odkrywają, że ich losy zostały nieodwracalnie splecione. Ktoś...lub coś nimi manipuluje. Głosy, które Serefin słyszy w ciemności, te, które Nadia uważa za swoich bogów, te, które Malachiasz za wszelką cenę pragnie spotkać - te głosy chcą władzy w tym świecie i nie zgadzają się dłużej milczeć.
Nadia już nie ufa swojej magii. Serefin walczy z głosem w swojej głowie, który nie należy do niego. Malachiasz prowadzi wojnę z tym, kim - i czym - się stał.
W pasjonującej kontynuacji Niegodziwych Świętych Emily A.. Duncan maluje gotycki, mroźny świat, gdzie cienie szepczą i nikt nie jest tym, kim się wydaje, a wstrząsające zakończenie odbiera dech w piersi.

    Nie będę ukrywał, że gdyby nie fakt, że część 1 serii była moim prezentem urodzinowym, to pewnie nigdy był nie sięgnął po tą pozycję. Przyznaję się szczerze, że początek był bardzo udany, nasza rodzima mitologia słowiańska totalnie raczkuje czy to w polskiej fantastyce, czy zagranicznej, więc z pewnym zaciekawieniem przeniosłem się do świata Bezlitosnych Bogów, ale bardzo szybko moje uczucie się wypaliło. 
" Zwłaszcza nie podobało jej się, że Tranawianie mieli własną nazwę dla Bolagwoj; dla nich to znaczyło coś całkiem innego. Po kalazińsku to oznaczało "siedzibę bogów". "Źródło". Po tranawiańsku znaczyło to "wrota piekieł". "
    W pierwszym tomie nie zwracałem uwagi na pewne niedociągnięcia autorki, sama historia bogów, całej krainy czy przygód głównej bohaterki totalnie mnie pochłonęła, ale teraz niestety to widać. Czytam drugi tom, a w zasadzie nie wiem jak wygląda kleryczka, co cechuje jej współtowarzyszy czy chociażby jej dwójki przyjaciół, a jednocześnie wrogów - króla Tranawii czy Czarnego Sępa. Historia się rozwija, posuwamy się naprzód z naszymi bohaterami, a jednocześnie muszę stwierdzić, że niewiele o nich wiemy. Niestety za to bardzo duży minus u autorki, nawet jeśli debiutuje i wciąż się uczy pisać, czytelnik poprzez cechy charakteru czy fizyczne powinien utożsamiać się z postacią, lubić ją lub nie. Ja Nadii Łaptiewy w drugim tomie nie lubiłem, ale tylko dlatego, że miałem wrażenie iż wciąż płacze, nie potrafiłem jej współczuć albo jakkolwiek przejmować się jej ciężkim losem. Jakoś nie przekonywało mnie jej rozdarcie między wybraniem tym co dyktuje serce, a tym co podpowiada rozum, a w zasadzie jakie zadanie powierzają jej, jej bogowie. Ma niby wielką moc, ale sama nie wie czy pochodzi z jej serca czy rzeczywiście od istot, które wielbi, chwilami miałem nadzieję, że może zginie, zrobią z niej świętą, za jaką jest uważana, a na scenę wkroczy inna, barwniejsza postać. Zdecydowanie w trakcie zarówno pierwszego tomu jak i tutaj przekonywałem się do króla Tranawii i jego świty. Serefin Meleski to postać, którą chciałbym poznać. To jego losy interesowały mnie najbardziej, często połączone fabułą z kalazińską kleryczką Nadią. 
     Sam panteon bogów jest stworzony dość mrocznie i tajemniczo, jest jednocześnie rozłamany na dobrych i złych, co zdecydowanie wpływa na pozytywniejszy odbiór powieści. Ciekawi nas tego kim są, dlaczego mają tak wielkie moce i skąd ich wielka chęć siania chaosu i zniszczenia w świecie ludzi, w świecie gdzie wydawać by się mogło - są czczeni. Wiemy, że wojna między Kalazinem (uznającym bogów) oraz Tranawią (heterykami) trwa już ponad sto lat. Każde państwo twierdzi, że wie lepiej i ich wiara jest lepsza. Niesamowicie przypadła mi do gustu magia krwi tranawiańczyków, ich księgi zaklęć przypięte do pasa oraz wielka chęć ofiarowania własnej krwi by tej magii użyć. Coś dla mnie zupełnie nowego w kanonie różdżek czy innych sposób rzucania zaklęć. Sam świat dookoła bohaterów jest mroczny, mamy wyniszczająca wojnę, srogą zimę i dawne, wręcz starożytne demony-bogów budzące się do życia.
    Niestety mimo ciekawych opisów sama powieść zaczynała mi się dłużyć, czytelnik chciał się dowiedzieć co będzie dalej, ogromne oczekiwanie i budowanie napięcia zaczynało dłużyć i nużyć. Chwilami miałem wrażenie, że gubiłem watek - rozmyślań czy rozmów naszych bohaterów, jakby sens ich dialogów do mnie nie docierał, coś się działo, ale to nie wzbudzało mojego zainteresowania. Dotarcie do finałowych momentów drugiego tomu poprzez teoretycznie niezbyt długą powieść (książka ma ponad pięćset stron, co mi osobiście nie przeszkadza, ale wiem, że dużo osób woli skondensowane historie i fabuły, co nie są rozwlekane na x kartek) nie powaliło mnie na kolana. W zasadzie wydarzyło się to, co czytelnik mógł sam sobie dopowiedzieć w trakcie lektury. Mimo wielkiego napięcia nie ma fajerwerków. Historia znów zataczała koło, nasi bohaterowie zostają z nami dalej, choć fabularnie można by rzec, że jakaś śmierć w tym wszystkim dobrze by nam zrobiła. Panteon bogów istnieje w okrojonym stanie, a Tranawia straciła swoje paliwo, z jednej strony jesteśmy ciekawi co wydarzy się dalej, ale wciąż mamy z tyłu głowy ciężkie przebijanie się przez kalaziński mroźny las...

    Nie wiem czy zdecyduje się przeczytać zakończenie trylogii, mimo iż nie lubię zostawiać niedokończonych tomów czy serii książek. Duncan jednocześni kusi nas tymi twardymi, mrocznymi słowiańskimi bogami, jak również męczy światem przedstawionym. Czułem się szczerze wymęczony, zaskoczenie nie powaliło mnie na kolana, w zasadzie to co myślałem, że się wydarzy, działo się w mniej bądź bardziej przewidywalnym wątkiem fabularnym. Szkoda, trochę żałuję tej powieści, bo historia magii krwi oraz bogów inspirowanych mitologią słowiańską przypadła mi generalnie do gustu, ale mało wyraźni bohaterowie z swoimi być albo nie być nie zachęcają do wciągnięcia się w lekturę. Czasami odkładałem powieść, licząc, że gdy wrócę fabuła będzie już sięgać dalej niż ciemny las i płacz głównej bohaterki. Chciało by się polecić powieść dalej, ale na pewno nie każdemu przypadnie ona do gustu i nie wszyscy przeżyją podróż drogą bogów do naprawy/zniszczenia świata.
    

poniedziałek, 23 września 2024

[6] Serials - Nawiedzony Dom Na Wzgórzu

Tytuł - Nawiedzony Dom Na Wzgórzu
Oryginał - The Haunting Of Hill House
Reżyseria - Mike Flanagan
Produkcja - USA
Obsada - Carla Gugino, Michiel Huisman, Timothy Hutton, Kate Siegel, Elisabeth Reaser, Olivier Jackson-Cohen, Henry Thomas, Victoria Pedretti, Samantha Sloyan
Premiera - 
* Polska - 12 październik 2018
* świat - 12 październik 2018
Gatunek - dramat/horror
Ilość Serii - 1 (10 odcinków)
Moja Ocena - 9/10





"Nawiedzony dom na wzgórzu" to współczesna adaptacja klasycznej powieści Shirley Jackson pod tym samym tytułem, opowiadającej o piątce rodzeństwa, któe wychowało się w najsłynniejszym nawiedzonym domu w Ameryce. Teraz wszyscy są już dorośli i muszą zmierzyć się z samobójstwem swojej najmłodszej siostry, która zmusza ich do stawienia czoła duchom z przeszłości. Niektóre z nich czają się tylko w ich głowach, a niektóre mogą naprawdę ukrywać się gdzieś w zakamarkach owianego złą sławą domu na wzgórzu.


    Thanks Netflix for this! Dobry horror nie jest zły, jak to mawiają. O produkcjach Mike'a Flanagan'a mówi się dużo, część je kocha, część nienawidzi. Zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy. Ciekawi bohaterowie, niezłe zdjęcia, muzyka budująca klimat i historia sama w sobie. To jest coś co lubię najbardziej, i dostaję to cudownie skomponowane w "Nawiedzonym Domu na Wzgórzu".

    Cieszę się bardzo, że Netflix tym razem nie odgrzewa przysłowiowego kotleta, znany szerszej publiczności w literaturze czy kinie nawiedzony dom dostaje nową historię i bohaterów, a wydarzenia z przeszłości jawią się jako tło wątku głównego. Rodzina Crane'ów w żadnym stopniu nie przypomina zwykłej rodziny, to można odkryć już na samym początku - to opowieść nie tylko o złym, nawiedzonym domu, ale ukazanie problemów ich specyficznej familii. Odkrywając historię, poprzez tragedię, wspomnienia czy retrospekcje, znajdujemy postacie, które pokochamy, i które znienawidzimy. Serial wciąga w zasadzie od pierwszej sekundy, i jak na dzieło Netflixa, uważam, że od początku do końca trzyma poziom. Dostajemy soczystych bohaterów, którzy nie boją się być źli, nie boją się krzywdzić i wykorzystywać innych dla swoich własnych korzyści, ostatecznie każdy chce coś ugryźć dla siebie z tego tortu - rodzinnej fortuny. Crane'nowie są trochę takim błędnym kołem - napędzają się i kierują do własnego zniszczenia. Jednocześnie tak różni, a mimo wszystko podobni. 

    Nie mamy jednego głównego bohatera, ale poszczególne epizody na pewno. Każdy odkrywa przed nami kawałek tego psychodelicznego rodowodu, co pozwala nam lepiej poznać rodzeństwo, a nawet przejmować się ich losem. Przedstawione wątki łączą się, tworząc spójną całość, a prawie godzinne odcinki nie dłużą się, wręcz przeciwnie - widz ma ochotę na więcej. Nic dziwnego, że opinie mówią o jednej nocy z Crane'nami. Ich opowieść wciąga, chcemy poznać dalej każde ich spotkanie, zobaczyć konsekwencje podjętych decyzji. Tak właśnie dobrze tworzy się bohaterów, oraz świat przedstawiony. Wielki szacunek Flanagan'owi, że poprowadził to wszystko tak sprytnie i pewnie.

    Nawiedzony Dom Na Wzgórzu to niezwykła opowieść, zbudowana na tragicznej historii rodziny Crane'ów. Powolne tempo pozwala nam się rozkoszować światem przedstawionym, polubieniem bohaterów i momentami grozy. Choć ostatecznie zakończenie nie jest ultra tajemnicze, to sam wątek fabularny i tak przyprawia o dreszcze. Szczerze mówiąc życzyłbym sobie częściej oglądać takie seriale, bo uwielbiam horrory, a jednocześnie Netflix zaskoczył mnie tak pozytywnie, że mam chrapkę na więcej.  Mam nadzieję, że Wy również jak ja zakochacie się w nawiedzonym domu...   


----

Its' been a while, huh???

Przyznam się szczerze, że nie wiem co Wam napisać. Ostatni post tutaj pojawił się w 2020, i cztery lata później wracam jakby nigdy nic? Nie będę obiecywał systematyczności postów, bo chyba nigdy się jej nie trzymałem. Zamierzam po prostu pisać kiedy będę chciał, recenzował co chciał i prowadzić to w mniej bądź bardziej zorganizowany sposób. Czujcie się tutaj swobodnie, ponieważ to był i zawsze będzie MY LITTLE WORLD! ❤