Tytuł - Śmiech Diabła
Oryginał - Śmiech Diabła
Seria - Dzieci Starych Bogów
Autor - Agnieszka Miela
Wydawnictwo - Zysk i S-ka
Tłumaczenie -
Gatunek - fantasy/sci-fi
Ilość Stron - 480
Data Wydania - 16 marzec 2021
Moja Ocena - 6/10
Kiedy umiera nadzieja, nastaje czas obłędu. Gdy brakuje wybawców - rodzą się szaleńcy!
Wystarczyła jedna noc, by stracili wszystko, co był im najdroższe. Pozbawieni domu i wiary w lepszą przyszłość zdecydowali się poświęcić życie w imię poprzysiężonej zemsty. Jednak ktoś miał wobec nich inne plany.
Aine i Bertam, potomkowie dwóch Starych Rodów, nie mają pojęcia, że ich losy zostały nierozerwalnie złączone z Ziarnami Relenvel - legendarnymi istotami niemal równym Bogom. Nie podejrzewają też, że wyrządzone im krzywdy sa jedynie elementem gry, której stawka jest wyższa, niż ktokolwiek mógłby sądzić. Tym razem bowiem to ludzie zadecydują o wyniku starcia między bóstwami. Czy dokonają właściwych wyborów?
Agnieszka Miela zabiera nas w podróż do Kerhalory, gdzie stara wiara zostaje zabita w imię nowego Boga - Loriemisthusa. Motyw jest dość znany i powszechnie lubiany, ale znowu dostajemy coś w oparciu o ala naszą mitologię słowiańską i może jestem niepoprawnym optymistą, bo patriotą bym się nie nazwał, ale nasze rodzime fantasy też ma się czym pochwalić i zachwycić. Jak więc debiut Mieli wypada jako wprowadzenie do trylogii "Dzieci Starych Bogów"?
Aine i Bertam są dziećmi, nastolatkami, o czym niestety zapomniałem w trakcie lektury. Początek książki gdy poznajemy ich jako dzieci, jest zdecydowanie najlepszy, a im dalej w las tym niestety nie idzie nam to zbyt ciekawie. Losy tej dwójki połączone są od początku do końca i tylko idiota nie zrozumie przekazu, nawet gdy jego pragnie śmierci tego drugiego, my wiemy, że ich wątki połączą się znowu, a oni będą musieli wytrzymać swoje towarzystwo. Myślę, że mylące mogło być dla mnie skakanie w czasie przez autorkę - czasami te przeskoki były trochę z dupy, nie do końca wiedziałem o co ma w nich chodzić. To jest mój jeden z największych zarzutów do Śmiechu Diabła. Bohaterowie tak często zmieniali swoje położenie, że czytelnik gubił się co i gdzie się wydarzyło, a często ich nowe miejsca nie miały totalnego sensu i związku z historią. Do powieści jest dołączona mapka, ale szczerze mówiąc dopóki nie padła konkretna nazwa wiadomości czułem się zgubiony. Wprawdzie umiem się posługiwać kierunkami jak północ czy zachód, ale czasami przeskoki w czasie plus tak nagle zmiany kierunku podróży naszych bohaterów były bardzo mylące. Mam wrażenie, że często autorce brakowało jakiegoś pomysłu co dalej w historii, więc cyk - zmiana otoczenia i kilka miesięcy do przodu.
Niewątpliwie dobrymi momentami książki jest jej początek, pobyt Aine w Lai Sinen oraz zakończenie pierwszego tomu trylogii. Oraz nie koloryzowanie bohaterów, jeśli to zły charakter to jest nim od początku do końca, bez owijania. Mroczność tej historii jest na swój sposób pociągająca, nie są nam szczędzone opisy tortur ani momenty śmierci. Czytelnik przeżywa je wraz z bohaterami. Postacie z jednej strony mają uszyte charaktery, a z drugiej strony to takie Mary Sue - nigdy nie wiesz co zrobią i jak zareagują bo nie jest to jasno określone. Śmieszyło mnie trochę ukazywanie Bertama, nawet dorosłego jako takiego konia na baby. I chyba na tym koniec z plusami historii, niewątpliwie czuć tutaj debiut, a autorka mam wrażenie, że czasami sama zapędzała się w kozi róg, z którego nie potrafiła jakoś sensownie wybrnąć.
Śmiech Diabła jest powieścią z potencjałem, ma naprawdę ciekawą, mroczną historię, nietuzinkowych bohaterów - choć niektórych charaktery należało by dopracować, bo argument nie bo nie to raczej użyje małe dziecko. Jest trochę błędów fabularnych, za duża jak dla mnie powierzchnia świata przedstawionego, przez co czytelnik nie wie gdzie jest. Debiut Mieli przyjmuję z dozą ostrożności, na pewno sięgnę po drugi tom, ale bez takiej nadziei jak zaczynałem początek trylogii. Jest dobry pomysł, trzeba go tylko dopracować i to naprawdę będzie można postawić wysoko na liście polskiego fantasy...