wtorek, 26 listopada 2024

[14] BOOKS: Bursztynowy Miecz - Marta Mrozińska

Tytuł - Bursztynowy Miecz
Oryginał - Bursztynowy Miecz
Seria - Jeleni Sztylet
Autor - Marta Mrozińska
Wydawnictwo - Zysk i S-ka
Tłumaczenie - 
Gatunek - fantasy/sci-fi
Ilość Stron - 448
Data Wydania - 24 wrzesień 2024
Moja Ocena - 8.5/10






Kontynuacja bestselerowej powieści fantasy Jeleni Sztylet, główna bohaterka - Bora, oskarżona o zdradę i skazana na śmierć, zostaje odratowana. Miasto nad Morzem staje się dla niej ratunkiem i więzieniem. Większość ziem Awandii pozostaje pod okupacją, a wrogie wojska stają na granicy puszczy. Stary Lud nie złożył broni. Pozbawiona przyjaciół, zdradzona i poraniona Bora, jednocześnie musi się zmierzyć z zupełnie innymi wyzwaniami. Plany wobec niej ma młody król, ma tez jej babka pragnąca za wszelką cenę władzy i wpływów, która nieoczekiwanie wkracza do jej życia. Gdzie szukać sojuszników i jak wyrwać się na wolność, by wypełnić misję, którą otrzymała od Starego Ludu? W pradawnym obrzędzie przywołania deszcze Bora udowadnia swoje dziedzictwo i ratuje Awandię od suszy. Wszyscy chcą użyć mocy Bory. Dostaje misję dotarcia do kopalń na północy, która ma przynieść ratunek okupowanemu przez Waregów królestwu...

    Muszę przyznać, że byłem zaskoczony tak szybkim rozwojem wydarzeń, że niedawno premierę miał "Jeleni Sztylet", a już w dłoniach trzymam kontynuację. Mróz w płci pięknej się skrywa? Jednakże z dużą dozą ulgi i radości powróciłem do świata Wszebory Lapis, nawet jeśli położenie bohaterki "Bursztynowego Miecza" nie do końca jest dobre. Jej kraj, ogarnięty wojną, ona w sidłach szalonej ciotki oraz nowe zadania od Starego Ludu. Czy Borze uda się wyjść z tej historii bez uszczerbku na zdrowiu, gdyż zdawać by się mogło, że wszystko i wszyscy chcą jej krwi i czegoś niemożliwego od niej... Byłem bardzo ciekaw samego warsztatu Mrozińskiej w kolejnym tomie, zwłaszcza, że ukazał się tak szybko po pisarskim debiucie. Jeleni Sztylet sam w sobie był dość ciekawą pozycją, mitologia słowiańska ujęta w ciekawej formie oraz nietuzinkowi bohaterowie. Czy tym razem autorka nas zaskoczyła i zaciekawiła?
    Pierwszy tom przygód Bory nie był moim ulubionym, trochę to było takie love-hate relationship. Miała ciekawe momenty, dobrze rozgrywała wydarzeniami i potrafiła o siebie zawalczyć, ale jednocześnie była dla mnie zbyt pyskata i butna. Takie dziecko, co dostało cukierka, ale wciąż płacze, bo nie ten smak. Bursztynowy Miecz od samego początki wrzuca nas w wir wydarzeń. Po lekkich turbulencjach trafiamy do Radogi, Miasta Nad Morzem, skąd pochodzą nasi główni bohaterowie, gdzie również zginęła ich matka. Dopiero tutaj poznajemy historię życia Róży Lapis, oraz jej matki, a babci Wszebory - Tarniny. Seniorka rodu, jest postacią, która jeńców nie bierze. Ona rządzi, wydaje rozkazy i każdy ma się do nich dostosować, a my znając charakterek Bory wiemy, że nie będzie to takie łatwe. Dlatego Lapis kończy zamknięta na odludziu w małym domku, bez dostępu do świata zewnętrznego.  Tarnina jest nieustępliwa, nawet Radek, chcący dopomóc siostrze, nie jest w stanie przebić muru pani Juszno. Całe szczęście Wszebora nie jest sama, nawet Król Awandii wydaje się być po jej stronie. Dzięki intrygom i spiskom udaje się wydostać dziewczynę z klatki i może wyruszyć na północ kraju w celu wykonania zadania od Starego Ludu. Bardzo podoba mi się ten ciąg przyczynowo skutkowy w drugim tomie. Każdy kolejny watek jest rozwinięciem i przedłużeniem poprzedniego, a sama historia ma sens i nie jest nudna. 
     Wszebora w pierwszej części delikatnie mnie irytowała, teraz zaszła w niej zmiana, choć wciąż jest naszą ukochaną outsiderka z Ligawki. Z perspektywy czasu cieszę się, że autorka zachowała tą taką na swój sposób "ciekawą" butność Bory Lapis. Aczkolwiek znów mam wrażenie, że pierwsza część tego tomu była taka trochę rozmemłana, przeciągnięta i czasami nuda, a w drugiej bohaterka znów w swoim żywiole przezywa przygody i wykonuje zadania od Starego Ludu. Spotyka swoich dobrych znajomych, a oni potrafią nas czytelników rozśmieszyć i choć na chwilę odegnać od patosu życia codziennego. Może nie jest to grupa ludzi na miarę "Drużyny Pierścienia", ale ich przygody są również warte uwagi. 

    Zakończenie było dla mnie bardzo przyjemne i ciekawe, z Borą nie można się nudzić. Mrozińska wykreowała super świat, w którym czytelnik chce przebywać. Będę się powtarzał, ale po raz kolejny słowa uznania za mitologię słowiańską. To jest tak ciekawy temat do eksploracji, a tak mało powieści z tym związanych. Polscy autorzy! śmielej sięgajcie, póki co idzie Wam to naprawdę bardzo dobrze! Nie wiem kiedy pojawi się finał trylogii, ale przyznaję, że już trochę tęsknię za Awandią i jej bohaterami. Słowa uznania dla autorki, bo poprawiła to czego brakowało mi w jej debiucie, okłada znów jej przecudowna i mega się prezentuje na półce. Jestem niezmiernie ciekaw finału tej hisotrii i jakie jeszcze przygody czekają na nas i Borę. Jeśli przebrnęliście przez "Jeleni Sztylet" to "Bursztynowy Miecz" powinien być dla Was powieścią obowiązkowa, gorąco polecam!

niedziela, 17 listopada 2024

[13] BOOKS: Jeleni Sztylet - Marta Mrozińska

Tytuł - Jeleni Sztylet
Oryginał - Jeleni Sztylet
Seria - Jeleni Sztylet
Autor - Marta Mrozińska
Wydawnictwo - Zysk i S-ka
Tłumaczenie - 
Gatunek - fantasy/sci-fi
Ilość Stron - 464
 Data Wydania - 5 marzec 2024
Moja Ocena - 7/10










Bora, bohaterka powieści "Jeleni Sztylet", jest jak kukułcze piskle, podrzucona wraz z bratem na wychowanie ciotce do zapomnianej przez świat małej wsi na skraju ogromnej puszczy. Puszczy zamieszkanej przez istoty z rodzimych legend: rusałki, Leszego, wąpierze i strzygi, lecz ich świat chyli się ku zapomnieniu. Bohaterka od dziecka zna tylko odrzucenie, głód i gniew, który karze jej wciąż walczyć o lepsze jutro. Dla brata zrobiłaby wszystko i stąd bierze się pomysł na dołączenie do Włóczni, starej szkoły wojskowej szkolącej najemników. Bora wierzy w swoją siłę i skuteczność szkolenia, które odbyła z okrutnym ojcem, zaprawionym w boju i nie stroniącym od butelki żołnierzem. Jej świat jest na wskroś słowiański, od dziecka lepiej dogaduje się z opiekuńczymi duchami zagrody i domu, niż mieszkańcami wioski. Dopiero w koszarach Włóczni Bora pozna, co to prawdziwy strach. Wraz z wybuchem zupełnie nieoczekiwanej wojny, znajdzie się w potrzasku między siłami, na które nie ma żadnego wpływu, a budzącym się w niej dziedzictwem całych pokoleń czarownic.

     Muszę przyznać, że jestem prostym człowiekiem - widzę ładna okładkę, kupuje książę! Ludzie, a pewnie w głównej mierze faceci są wzrokowcami. Ilekroć widzę ładny grzbiet powieści, to przynajmniej czytam opis z okładki, a jeśli mi się spodoba, to istnieje duża szansa, że lektura trafi do mojej biblioteczki. Zdecydowanie też nie jestem patriotą, ale mam słabość do polskiej fantastyki, choć nie często sa to powieści górnych lotów, jak więc wypada Marta Mrozińska z swoim debiutem "Jeleni Sztylet"?
    Wszebora Lapis jest bohaterką, trochę outsiderką określając ją nowoczesnym słownictwem. Już od samego początku wiemy, że nie będziemy się z nią nudzić, jest dość butna, pyskata, a jej nazwisko na pewno w niczym nie pomaga. Historia początkowo wije się dość leniwie, w małej wiosce u brzegu wielkiej puszczy. Słyszymy o istotach z lasu czy innych postaciach z legend, od początku czuć magię i fakt, że Stary Lud, który nawiedza naszą bohaterkę serio istnieje. Choć przez całą lekturę nie mogłem się przekonać czy ten mistyczny korowód ma dobre czy złe zamiary, jednocześnie wspomaga Borę, ale jakby w rozmowach często przejawia swój mrok i tajemniczość. Jak to często bywa, życie w małej wiosce nie jest sielankowe, a powroty ojca nie są szczególnie dobrym uosobieniem rodzinnych więzi. Lapis ma głównie oparcie w bracie Radku i ciotce Olenie, oni się o nią martwią i dbają. O ojcu rodzeństwa wiemy niewiele, jest najemnikiem, dobrze znanym w ich królestwie z licznymi zapędami do alkoholu i bijatyk, a w swojej rodzinie przede wszystkim jako zabójca własnej żony, Róży Lapis, co zdecydowanie odciska piękno na rodzinnej historii. Sama pierwsza część powieści jest naprawdę przyjemna, jesteśmy w stanie polubić bohaterów i chętnie przeżywać ich historie, moment, w którym bohaterka trafia do koszar Włóczni, gdzie rozpoczyna kurs najemniczki trochę zmienia trajektorię Jeleniego Sztyletu. Pierwsze co wtedy do mnie trafia, to fakt, że mimo iż fabuła wciąż jest ciekawa, dostajemy mnóstwo pobocznych bohaterów i ich historie to trochę przestajemy lubić Borę, a przynajmniej mnie zaczyna irytować. Zachowuje się trochę na granicy małego dziecka, które nie dostało cukierka, a jednocześnie pewnej siebie power girl, choć to jeszcze małolata. Jej decyzje i teksty często były dla mnie mało zrozumiałe, coś w stylu, nie jestem pewna, ale zrobię tak i tyle. Może jakby była bardziej charyzmatyczna i pewna siebie to czytelnik mógłby odebrać to inaczej. Jak już wspomniałem tutaj wcześniej, uwielbiam nasza rodzimą mitologię słowiańską, więc sama historia Starego Ludu, przeróżnych istot jest dla mnie dużym plusem, choć ta tajemniczość czasami bywa lekko irytująca, jakby na pewnym etapie powieści część wątków powinna stać się klarowna. 
    Jeleni Sztylet jest niewątpliwie ciekawą powieścią i różnorodnymi bohaterami, ale mimo wszystko czegoś mi tu brakowało. Gdy zaczyna się wojna, tak naprawdę niewiele wiemy o wrogu Awandii, tyle, że zależy mu na złożach królestwa Bory i ma wielką armię. Jednocześnie czuć debiut autorski, historia nie wydaje się być osadzona w "konkretne" ramy czasowe, bardziej coś w przeszłości, choć nasi bohaterowie często porozumiewają się bardzo pospolitym i aktualnym stylem mowy i pisania. Czytając Władcę Pierścieni czułem się jakbym serio był z bohaterami w ich historii, a tutaj mimo dawnego krajobrazu mamy dość nowoczesny język, jakby postacie żyły w naszych czasach, a cofnęły się do przeszłości.

    Mrozińska dość ciekawie ujęła nasze słowiańskie legendy i dała im nowe życie, ale jednocześnie jakby nie dowiozła całej historii. Bora jak dla mnie jest bohaterką na granicy, można ją lubić albo nienawidzić. Zdecydowanie postacie poboczne dają nam więcej funu i radości przebywania w ich towarzystwie. Sama pierwsza część książki jest naprawdę sielska, a druga robi obrót o sto osiemdziesiąt stopni i już mamy cięższe klimaty wojenne. Najpewniej sięgnę po drugi tom tej historii, trochę z sympatii do Bory, trochę dla mitologii słowiańskiej, a trochę dla samej okładki. Mam nadzieję, że Mrozińska podszkoli warsztat by kolejny tom czytało się po prostu lepiej...